Jak ćwiczyć rozciąganie do szpagatu?

Cześć!

      Dzisiaj post krótki i na temat, bowiem podjęłam wyzwanie, żeby do końca września nauczyć się robić szpagat :D 

    Od razu informuję, że nie jestem mega początkująca w rozciąganiu, więc tym tez nie zrobię sobie krzywdy zbyt dużym narzuceniem działania. Do dyspozycji mam podłogę, drabinkę i masę szafek, więc stwierdziłam, że tym razem nie odpuszczę. Jest to dość wymagające cierpliwości zadanie, bo nie z "bezruchu" nie wskoczymy od razu w szpagat. Ale myślę, że dla tych chociaż trochę rozruszanych powinno to zająć tydzień, może dwa. 

      Wrzucę też dlatego różne internetowe poradniki w jaki sposób zacząć i jakie ćwiczenia wykonywać, aby z dnia na dzień być coraz bardziej elastycznym. Także próbujmy! :)



I wideo poradnik od Kasi Bigos :)


Dieta idealna dla sylwetki i zdrowia? ISTNIEJE! Słów kilka o diecie niskowęglowodanowej.

Cześć Wam!

    Nawet nie wiecie jak bardzo podekscytowana jestem dzisiejszym wpisem. Powyższym tematem zaczęłam interesować po zakończonej sesji, czyli w lipcu. Mając trochę więcej czasu, postanowiłam zagłębić się nieco w tematykę układania własnej diety, która jest najlepsza. Zaskoczyły mnie komentarze dotyczące tego, że albo "masa", albo "rzeźba". Byłam rozczarowana, ponieważ od dawna postanowiłam, że chcę zredukować trochę tkanki tłuszczowej i wyrobić sobie więcej mięśni. A tutaj... no cóż. Ale postanowiłam pogrzebać trochę głębiej i znalazłam! Temat rekompozycji ciała. Polega ona własnie na jednoczesnej redukcji i "masowaniu". Idąc dalej tym tropem, trafiłam na listę najlepszych treningów i... magicznej diety, która ma tajemniczą nazwę - ketogeniczna. Zaczęłam oglądać mnóstwo wywiadów, czytać dużo artykułów, kontaktować się z ludźmi, przystąpiłam do grupy, zakupiłam książkę, którą namiętnie czytam. Co wzbudziło mój kolejny punkt motywacyjny do życia? Świadomość ile cukru jest WSZĘDZIE.

Dieta LAW CARB a dieta KETOGENICZNA:
    Obydwie mają takie samo założenie - spożywanie małej ilości węglowodanów na rzecz spożycia większej ilości tłuszczy. Nie, nie zabiją nas ani nie utuczą. Bardzo stary mit, dalej powtarzany przez przemysł spożywczy i farmaceutyczny. Zdrowy tłuszcz nie dość, że pomoże nam w walce ze zbędnymi kilogramami, to jeszcze zacznie przywracać nas stan zdrowia do normy. Może być coś cudowniejszego? No, główny problem tej diety jest jeden - nasze nawyki, uzależnienia od cukru i prostoty. Bo w diecie tej jest tylko jeden minus psychiczny na początku - prawie każdy spotyka się z reakcją odstawienia narkotyku", bo tak działa na nasz mózg spożywany cukier (każdy). 
    Dieta Law Carb zwykle dopuszcza ilość spożywanych węglowodanów do ilości 70 gramów na dobę, natomiast ketogeniczna swój limit stawia na poziome 30 gramów. Tak mało?! Jak to?! To za mało, umrzemy! Nasz mózg nie będzie odżywiony, a nasze organizmy utracą siłę! Nieprawda!!! Okropny mit, który strasznie zakorzenił się w naszej świadomości, jest ciągle podsycany przez przemysł reklamowy. Obudźmy się z tego koszmaru! Przestańmy zabijać nasze organizmy cukrem. On wcale go nie potrzebuje. Tyle ile mu potrzeba do podstawowych funkcji potrafi sobie sam wytworzyć ze spożywanego białka :) Dlatego mamy 3 warunki diety dotyczące makroskładników:
- węglowodany do 30g/70g na dobę
- wysoka podaż tłuszczów (80%)
- niższa ilość białka (15%), ponieważ może być przetwarzany na glukozę, a nie chodzi nam o dostarczanie dużej jej ilości, tylko w inny sposób, tak?
      No więc o co chodzi z tymi dietami? Przez niską podaż węglowodanów nasz organizm musi przestawić się na inne źródło energii - zaczyna wytwarzać ciała ketonowe, które nam pomogą się przekalibrować. I wtedy zamiast uważać za główne źródło energii glukozę, przestawiamy się na tłuszcz. Ten dostarczany w diecie i w naszym ciele. W ten sposób zrzucamy nasz balast. Nie będę poruszać kwestii zdrowotnych, ponieważ opisze je przy recenzji książki ;)
       Poziom związków ketonowych w naszym ciele można sprawdzać dzięki paskom ketonowym, które można dostać w niektórych aptekach.

JAK ZACZĄĆ?
    Zależy to od naszego dotychczasowego sposobu życia, rodzaju diety, aktywności fizycznej, wieku i stanu zdrowia. Dieta może być niebezpieczna dla osób z chorobami nerek i wątroby. Wtedy należy najpierw skontaktować się z lekarzem. Jeśli jesteśmy bardzo przyzwyczajeni do cukrowych produktów, powinniśmy przechodzić na niskowęglowodanową stopniowo. Jeśli liczycie makroskładniki, to już jesteście na dobrej drodze. Z tygodnia na tydzień można zmniejszać ilość węgli, aż do odpowiedniego progu. Jeśli zaś jesteście w pełni zdrowi i gotowi do bliższego spotkania z tą dietą, to nie stoi nic na przeszkodzie, aby zacząć z dnia na dzień
    W drugim wypadku niestety większość osób (w tym ja) spotyka się z keto grypą ("keto flu"). To zjawisko nazywamy stanem, gdy organizm się przestawia na inne źródło energii. Moga wystąpić objawy takie jak: senność, nadmierny apetyt, spadek koncentracji, utrata samopoczucia, nerwowość, etc. Na szczęście stan taki utrzymuje się zwykle od 3 do 7 dni. Potem już spotykamy się z samymi zaletami diety. Gdybyście poczytali portale zagraniczne, to głównie wspominanym plusem, poza utratą wagi, jest wstawanie z łóżka :D Tak, tak! Jeśli zmagacie się z problemem wstawania, ociężałością, sennością poranną, to możecie się z nią pożegnać. Poza tym nie ma tutaj rygorystycznych godzin posiłkowych, których trzeba przestrzegać. Jesz, gdy zgłodniejesz. I naprawdę wystarczą tutaj 3 posiłki dziennie, ponieważ są bardzo syte.

Z CZYM SIĘ TRZEBA POŻEGNAĆ?
   Przed nami najtrudniejsze zadanie - przeczytanie listy produktów zakazanych i jej zaakceptowanie :)
  • Cukier
  • Słodycze
  • Słone przekąski (chipsy, paluszki, krakersy...)
  • Fast foody
  • Pieczywo
  • Makarony
  • Ryż
  • Kasze
  • Naleśniki
  • Owoce (poza truskawkami, poziomkami, jagodami, borówkami, malinami)
  • Warzywa wysokowęglowodanowe (w tym ziemniaki!)
  • Alkohol
  • Napoje
  • Większość nabiału (mleko, jogurty, serki)
  • Etc.
CZYM SIĘ MOŻNA ZAJADAĆ?
Oczywiście w ramach naszych makroskładników :)
  • Olej kokosowy!
  • Wieprzowina
  • Wołowina
  • Gęś
  • Boczek
  • Jaja
  • Masło
  • Masło orzechowe
  • Większość orzechów
  • Niskowęglowodanowe owoce (wspomniane wyżej)
  • Niskowęglowodanowe warzywa (brokuły, fasolka, kalafior...)
  • Tłuste sery
  • Tłuste ryby
  • Etc.
CO DODATKOWO?
  • Wypijać dziennie od 2 do 5 litrów wody (w zależności od stopnia aktywności fizycznej)
  • Suplementacja witamin i minerałów 
  • Na początku najważniejsze jest liczenie ilości węglowodanów
  • Uważać na ilość spożywanej soli

OPINIA:
Własnie zaczęłam, jest niskowęglowodanową wyznawczynią od kilku dni. Zdążyłam już zarazić tym swoich domowników i parę osób z zewnątrz. Jestem bardzo podekscytowana, pomimo tego, że dopadła mnie "keto grypa". Ale zaciskam zęby i czekam na ten cudowny poranek. Nadmiar wody zaczął powoli opuszczać mój organizm, co widać po wadze. Nigdy nie byłam taka syta! Poza redukcją i budową masy mięśniowej (tutaj wzrasta sucha masa mięśniowa, bez zalewania tłuszczem), planuję też tą dietą wyleczyć i poprawić kilka spraw zdrowotnych. Jestem bardzo na tak. Główny problem leży w głowie, ponieważ, tak jak wspomniałam, spotykamy się tutaj z symptomem odstawienia narkotykowego cukru i samopoczucie może być naprawdę kiepskie na początku. Ale to trzeba przetrwać.

Na zakończenie pierwszej części mogę polecić zapoznanie się z:
 książką dr Fife: "Dieta ketogeniczna. Jak odzyskać zdrowie dzięki tłuszczom"
oraz tym bogatym w informacje filmikiem, gdzie przeprowadzona jest rozmowa z Jerzym Ziębą:

Czytadło - "Jak dbać o włosy" od Anwen

        Książkę dostałam w prezencie od mamy chłopaka, która zapamiętała jak kiedyś o niej wspomniałam :) Oczywiście jest to chyba obowiązkowa pozycja dla każdej fanki Anwen i jej bloga oraz początkujących włosomaniaczek. Znajdziemy tu dużo ciekawych wskazówek i pomysłowych przepisów, które pomogą nam spojrzeć na problemy i zagadnienia włosowe z innej perspektywy. Pod warunkiem, że jesteśmy w tym temacie nowe.

Plan PRZECIW słodyczowemu uzależnieniu!

       Też tak macie czasami, że wszystko wydaje się jasne i proste, a kiedy przystępujecie do realizowania zamierzonego celu, to gdzieś się gubicie i nie wiecie co zrobić? Ja tak mam...

        Ten poniedziałek był wymarzony. 1 sierpnia wypadł jako pierwszy dzień miesiąca i tygodnia. Idealne ułożenie, aby coś zacząć. No i zaczęłam. Postanowiłam wyrzucić na raz słodycze, fast foody i napoje (pozostawiłam słodkie obiady, np. naleśniki czy płatki, żeby nie zwariować) na raz i wyznaczyć sobie ten jeden w tygodniu wymarzony Cheat day w niedzielę. I co się stało? Wielkie BUM. Ten rygor, dla mnie zbyt wielki, spowodował to, iż zaczynam myśleć obsesyjnie o jedzeniu, byle "zapchać się" czymś innym. Zjadłam więcej przekąsek, owoców, kromek, większą porcję obiadu... Boże, przecież nie o to chodziło.

       Do czego dążę? Do tego, że im większy przymus i tempo narzucimy, to czasami nie radzimy sobie z tym psychicznie, chociaż sami wywieramy wewnętrzną presję i pękamy. W efekcie wpadłam już drugiego dnia w zagubienie. Niestety czerwcowe zaniedbania, załamania i stres związany z sesją tak dał się we znaki, że nieświadomie powróciłam do starych i złych nawyków żywieniowych, zaniedbałam też ćwiczenia, bo nie miałam na nie siły i ochoty. I tak oto egzaminy się skończyły, ja zostałam z kolejnym (a jakże!) planem na lipiec, aby powrócić do "zdrowia" i tak oto nie umiałam na nowo wpaść w stary rytm. Niestety nad tamtym rzuceniem wszystkiego pracowałam około 2 miesięcy, a teraz chciałam wszystko natychmiast. I dlatego skutek jest, jaki jest.

       Powrót do regularnych ćwiczeń narzuciłam już od 1 sierpnia i tutaj nie ustąpię. Mam rozpiskę i będę dzielnie walczyć. Natomiast jeśli chodzi o czystą michę...

CO POSTANOWIŁAM W ZWIĄZKU Z CZYSTĄ MICHĄ?
  • Ze względu na to, iż organizm mój wrócił do nałogu jedzenia słodyczy i niezdrowej żywności ze zdwojoną siłą, postanowiłam inaczej to rozłożyć. Chodzi oczywiście o eliminowanie ich z diety. No więc mój nowy plan zakłada, iż przez 6 tygodni pozbędę się znowu tej ciągłej chęci zjedzenia czegoś zakazanego i zapychania się wszystkim innym, co mnie wpycha w coraz większe rozterki i stan niepewności. 
  • W 1 tygodniu mam czysta michę tylko jeden dzień, w poniedziałek. Reszta dni z umiarem, gdyż zaczęłam obliczać dzienne spożycie kalorii, ale mogę trochę wszystkiego. W następnym tygodniu takim czystym dniem będzie już poniedziałek i wtorek. I tak dalej, aż dojdę do cheat day tylko w niedzielę. Pomysł nie wydaje się taki głupi, a może lżej podejdę do tematu i będzie mi łatwiej. 
  • W lipcu udało mi się jedną rzecz osiągnąć - znowu odrzuciłam całkowicie słodzenie kawy, herbaty. Do słodkich napojów tez mnie raczej mało ciągnie, chociaż zdarza się chęć na jakiś sok czy napój owocowy. Na szczęście coca-colę popijam tylko przy bólach żołądka :D
  • Staram się pić więcej wody. U mnie to też lekki koszmar zmuszać się, ponieważ bardzo mało piję w ogóle. A zmieścić 2 litry w ciągu dnia to nie lada wyzwanie. Ale postaram się. Aplikacja mi w tym pomaga :)
A to tak na zakończenie :'D Kiedyś to tez było moje małe uzależnienie... Na szczęście szybko minęło i się od nich uwolniłam!

Nie, nie jest za późno!

        Takim oto nagłówkiem wmawiam sobie, że fakt, iż odpuściłam po raz kolejny, nie może mnie dobijać w nieskończoność. Przeminął stres sesyjny, przeminęły wymówki. Wróciły siły, zapał i motywacja. 
       Dlatego zrobiłam KOLEJNĄ rozpiskę właściwej pielęgnacji i treningów. 
       Dlatego znowu zaczęłam wirtualnie śledzić swoje fit inspiracje.
       Dlatego mówię wszystkim, żeby mnie wspierali.
       Dlatego zachęcam innych do wspólnej walki.
       Dlatego też powtarzam sobie, że trzeba brnąć naprzód!

Bardzo lubię czytać ten tekst. :)

Wezmę kosteczkę czekolady. No może pasek. A najlepiej dwie tabliczki.


"Twoje życie staje się lepsze nie przez przypadek, ale dzięki zmianie." 
Jim Rohn


        Trudny czas sesyjno - wyjazdowy odezwał się niezdrowym echem w moim życiu. Niestety gonitwa z czasem, brak chęci do ćwiczeń, wymówki, stres, jedzenie co popadnie i człowiek znowu wciągnął się w lenistwo. Trzeba na nowo się zmotywować do walki i brnąć!

        Uzależnienia. Tak bardzo okrutna dla człowieka rzecz. Ktoś nam da granat oblany czekoladą, a zwykli śmiertelnicy ugryzą bez wahania pochłaniając przy okazji całą dłoń, żeby nic się nie zmarnowało. Ok, przesadzam, wiadomo. Chociaż w sumie... 
        Przyznanie się do cukroholizmu jest naprawdę niełatwe. To tak jak z papierosami, alkoholem i narkotykami - nie widzi się swojego problemu. Gdy ktoś mi niejednokrotnie zwraca uwagę, że pochłaniam za dużo słodyczy ("są niezdrowe, tuczą, psują zęby") oczywiście z automatu się zasłaniam rekami i nogami, że to nieprawda i w każdej chwili mogę przestać. A czy tak jest naprawdę? Pfff, no przecież muszę im udowodnić, że się mylą! I tak stawiam przed sobą zadanie, że od przyszłego poniedziałku/środy/miesiąca wezmę się za siebie i pokażę im wszystkim jaka jestem silna i że bezpodstawnie mnie oceniają! 
          No i zaczyna się jazda. "Skoro od jutra się zdrowo będę odżywiać, odstawię słodycze i fast-foody, to dzisiaj mam ostatni dzień przyzwolenia, więc zjem tyle ile mogę, żeby mi starczyło na długi czas". Ok, tu batonik, tam kawałek ciasta (no dobra - dwa), pół tabliczki czekolady, paczka czipsów (przecież na współkę z siostrą), etc. A kolejnego dnia nad ranem podczas porannego ważenia doznaję szoku - jest 1kg więcej na wadze! Co zrobić? Rodzi się panika. U mnie ma dwa oblicza. 
Pierwsze: no to nic, poszalałam, więc spalę jeszcze ten jeden kilogram. (taaa, jasne)
Drugie: jestem taka beznadziejna, straciłam motywację i chcę mi się płakać... Zjem coś na pocieszenie...
        I tutaj naprawdę zatacza się moje błędne koło. Chwilowa motywacja, ktoś mnie popchnął impulsem i planuję. Planuję zmiany, planuję lepsze posiłki, planuję ćwiczenia, planuję stroje do ćwiczeń i pogodę. Tylko, że to plany. Przychodzi moja wyznaczona data, a ja stoję po środku pokoju, patrząc na bezczelny wynik na wadze i zastanawiam się co ze mną jest nie tak. Włączam motywujące zdjęcia wysportowanych ciał, smakowite fotki zdrowego jedzenia. Coraz bardziej mnie to przytłamsza. Każdy może, a ja dlaczego stoję w miejscu? Dlaczego nie umiem wytrwać? .... Przeglądając strony internetowe z artykułami, odwijam dwa czekoladowe cukierki z papierków i wsadzam nieświadomie do ust. Taki pyszny ten smak. I poprawia humor. Mam smak na coś więcej. Wyłączam zgrabne zdjęcia. Idę poszukać czegoś słodkiego. Ale przestanę to robić! Nie będę się opychać. Już nie będę. Może nie już teraz, tylko zacznę od jutra. Albo lepiej zacznę od następnego tygodnia, a to będzie mój ostatni "zły" tydzień...
         TA DAM! Przed Państwem mój klucz do trumny! Czyli dni przed planowanym wielkim startem. Obżeranie się NA SIŁĘ śmieciowym żarciem, jakoby miałoby to być pożegnanie, bo już więcej tego nie tknę. Nie wychodzi ten plan. A przecież był taki dobry... A jest coraz gorzej. Nie mam pojęcia czy taki problem dotyczy tylko mnie, ale to jest punkt, wokół którego kręci się moja pętla. Nie umiem z niej wyjść... No zaraz, zaraz. Lepiej powiem: nie mogłam! Bo teraz czas to zmienić. W końcu.

     Uzależnienie od słodyczy nie jest łatwym tematem. Oczywiście - jeśli wpiszemy w "google" jak ich unikać albo ograniczyć, wyskoczy nam milion wyników i miliard wskazówek. Ale jak to ma się do nas? Skoro mam ochotę na coś kakaowego, oblanego znaną mi substancją, to jakim cudem ma mi pomóc wypicie szklanki wody, zjedzenia orzechów czy rodzynek? No więc rada jest prosta: nie szukamy substytutów, lecz wykluczamy. Nie jest dla mnie łatwe - piszę to z ręką na sercu. Nie powiem, że robię "miesiąc bez słodyczy", bo wiem, że nie wyjdzie. Chcę stawiać realne cele. Tak więc z dniem 1 września oficjalnie się melduję, że na "cheat meale" będę mogła sobie pozwalać tylko w weekendy. Tylko wtedy. Później postaram się, aby był to jeden dzień w tygodniu. I może tylko jeden taki posiłek. Na razie zaczynam od małych kroczków. Trzymam kciuki - za siebie i za innych walczących. Silna wola! Nie mamy jej? To wypracujemy ją razem! 

         Życzę powodzenia w walce o lepszego siebie - psychicznego i fizycznego!

         Proszę nakierować ster na cel! Pozdrawiam, Beti.


Jak? No jak?! Czyli początki przyjaźni z "czystą michą"

Cześć!

     Nieubłaganie przyszedł kolejny poniedziałek, który pociągnął za sobą postanowienie, do którego wykonania się zobligowałam. A mianowicie? Zadbanie o dietę.

     Jeśli ktoś czytał moje poprzednie posty, na pewno już wie o tym, że miałam wyzwania i zmagania z niezdrowym jedzeniem. Niby powinno być łatwiej. Ale nie ukrywam, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni trochę pofolgowałam sobie z niektórymi posiłkami i nie ograniczyłam niezdrowych przekąsek tylko do cheat-days'ów :(

   W ramach rozpalenia w sobie miłości do pysznej i zdrowej żywności zaczęłam oglądać mnóstwo smakowitych fotek :D



Majowo - wiosenne postanowienia

            Maj już na dobre zawitał, a z nim utęskniona wiosna. Słońce wychodzi coraz częściej, temperatura na termometrach wzrasta, a my zaczynamy szukać letnich ciuchów w szafie. Z tego też względu postanowiłam przygotować sobie listę postanowień, co mnie bardziej zmotywuje do trzymania się planu :)


1. Utrzymywać treningi siłowe trzy razy w tygodniu

     Już od 3 tygodni walczę systematycznie siłowo 3 razy w tygodniu (poniedziałek, środa, piątek), dzieląc trening na biceps i triceps, nogi i pupa, plecy i brzuch. Taki zestaw mi bardzo odpowiada. Zaczęłam od 8 powtórzeń w 4 seriach, co tydzień zwiększam o jedno powtórzenie, aż dojdę do 12 powtórzeń. Wtedy zwiększę ciężar i wracam do 8 powtórzeń w serii.



2. Wprowadzić jazdę na rowerze lub bieganie

     Jeździć można, chodzi o systematykę :). Chciałabym wprowadzić takie treningi cardio w dni nie-siłowe :D (wtorek, czwartek)

3. Wprowadzić na dobre i trzymać "czystą michę"

     To chyba największe wyzwanie! Samodyscyplina w żywieniu. Plusem jest to, że z letnią pogodą zaczynają pojawiać się owoce sezonowe, które (mam nadzieję) pomogą mi skutecznie walczyć z nałogiem wciskania w siebie słodyczy. Zaczynam poszukiwać ciekawych przepisów, chociaż kucharka ze mnie żadna, więc jestem myśli, że w końcu może czegoś nowego się nauczę, co posłuży nie tylko moim kubkom smakowym, ale także zdrowiu.



4. Codzienne stosowanie balsamów wyszczuplających

    Dlaczego i po co? Bo kupiłam je w zeszłym roku i tak sobie leżą. Skoro już je mam w domu, to postanowiłam zrobić z nich użytek. A nóż pomogą w walce o lepszą sylwetkę? Oczywiście moga pomóc tylko przy dobrze zbilansowanej diecie i aktywności fizycznej :)
    Obydwa kremy są z serii Eveline Slim Extreme 3D: czerwony daje efekt gorąca i stosuję go na noc, a jasny uczucie chłodu i wsmarowuję go rano. 


5. Częściej wyciągać aparat fotograficzny

    Fotografia jest moim ukochanym hobby, ale ze względu na ilość nauki i brak czasu wolnego, niestety ostatnio często leżał samotnie w torbie. Bardzo mi się go szkoda zrobiło :). Tak więc w wolnej chwili znowu postaram się więcej pstrykać. Chwile są takie ulotne... A aura zaczyna sprzyjać, więc myślę, że chętnych do sesji nie braknie.


6. Co drugi dzień masować skórę głowy

    Ehh, moje utrapienie jeśli chodzi o systematyczność. Ale czego się nie robi dla długich włosów? Myję włosy co dwa dni, więc wtedy chcę wykonywać chociaż 10-minutowy masaż skalpu dla pobudzenia mieszków do wzrostu. Dodatkowo łykam od jakiegoś czasu biotynę. Może coś ruszy :)


To by było na tyle. Więc teraz czas na realizację :)


Goodbye 3: Słodycze [2/2]

Nadszedł ten czas. Ten czas, gdy trzeba się pożegnać ze swoją miłością.
Miłością do słodyczy...


            Maj zawitał już w naszych kalendarzach, co powoduje, że część z nas zaczyna uświadamiać sobie, że na dobre przyszła wiosna. A po wiośnie przyjdzie lato... Obcisłe topy, krótkie spodenki, opalenizna... Tak, they are coming! Więc należy ruszyć dalej z planem dietetycznym.




          W mojej drugiej pożegnalnej części muszę podziękować: serki (mmm, Monte), ciasto, lody, wafle... Czy jest to ciężkie? Tak, dla mnie jest to wyzwanie. Dlatego już przeżywając chandrę i myśląc o czymś "zakazanym", sięgnęłam po zwykły serek wiejski, które ku zdziwieniu dobrze wypełnił swoje zadanie :) 
        
            Ciężko jest zająć myśli czymś innym, kiedy wszystko, co było pod ręką niekoniecznie zdrowego wpychało się non stop do ust (jedzenie!), nagle odeszło w odstawkę. Naprawdę. Słodyczomaniacy znają dobrze ten ból... Ale cóż. Spróbować trzeba.


        Jak to mówią: BYLE DO... CHEAT DAY. Za mój "oszukany dzień" ustanowiłam sobie niedzielę. Póki co bardzo pomaga i motywuje do tego, żeby wytrzymać te 6 dni w "czystości żołądka" :D

P.S. Odkąd odstawiłam słone przekąski, nie sięgam po nie nawet podczas Cheat Day. Mega pozytywna zmiana - w końcu nic a nic tam zdrowego nie było :)


Jak samodzielnie podcinać włosy?

Cześć!

        Znacie to uczucie, kiedy przychodzicie do fryzjera i zastajecie na głowie koszmar po wyjściu? A może chce Wam się płakać, gdy poprosicie o podcięcie 2 cm końcówek, a zostaje Wam obcięta połowa? Jeśli tak, to zapraszam do dalszego czytania.

        Na poniższą metodę samodzielnego podcinania końcówek (szczególnie dla osób z dłuższymi włosami) trafiłam po żmudnym czytaniu o tym, jak zapobiec fryzjerskiej katastrofie. Dla jasności podaję link, który mi bardzo pomógł w rozgryzieniu tej techniki:


       Po pierwsze - najlepiej obcinać mokre włosy! Po drugie - musicie kupić naprawdę ostre nożyczki. Muszą to być nożyczki konkretnie do obcinania włosów, aby były w stanie je uciąć, a nie zmiażdżyć. W przeciwnym razie zamiast pozbyć się rozdwajających końcówek, po prostu przesuniemy fazę niszczenia jeszcze wyżej. Swoje kupiłam w Rossmannie za kilkanaście złotych.


       Pierwszym krokiem tak jak mówiłam jest umycie włosów i wysuszenie ich ręcznikiem. Następnie ciasno u nasady związujemy je w kucyk.


            Drugim krokiem jest zawiązanie kolejnej gumki na takowy kucyk. Tutaj w zależności od tego jaki efekt obcięcia chcemy uzyskać, ustalamy kąt nachylenia głowy. Jeśli chcemy, aby włosy były obcięte na prosto, należy trzymać głowę na wprost, czyli podbródek względem szyi tworzy kąt prosty. Aby jednak nasze włosy tworzyły cięcie okrągłe trzeba pochylić głowę do przodu (im niżej głowa opada do przodu, tym większy łuk).


         Następnie przesuwamy gumkę w dół. Jeśli obawiamy się tego, najlepiej poprosić kogoś o pomoc, tym bardziej przy krótszych włosach. Ciągniemy drugą gumkę na taką wysokość, ile włosów pod nią chcemy uciąć.


         Ostatnim etapem jest obcięcie włosów zaraz pod gumką. Aby wyszło nam po prostu jak najbardziej prosto najlepiej uciąć włosy bezpośrednio pod nią.

(Trochę ich powychodziło z kucyka, ale to dlatego, że są wycieniowane, a podcinałam najdłuższe końce.)


         Uff, to by było na tyle. W końcu znalazłam metodę, dzięki której wiem ile włosów "tracę" i kontroluję zamierzony efekt. Jak na pierwszy raz polecam gumkę drugą opuścić naprawdę nisko, aby zobaczyć czy taki rezultat nam pasuje. Róbcie to z rozwagą, ponieważ niezamierzony ruch i możemy zrobić fryzurze krzywdę. Polecam osobom starannym i cierpliwym, ponieważ złapania równo włosów czasami nie jest takie łatwe. Że tak powiem, tniecie na własną odpowiedzialność :D
Polecam z czystym sercem i życzę powodzenia chętnym :)


49% promocji w Rossmannie - podsumowanie [EDIT]



Cześć!


          Doczekaliśmy się kolejnej edycji przecen 49% w drogeriach Rossmann. Od 20.04.2016 ruszył pierwszy etap, czyli przecena pudrów, podkładów, korektorów, bronzerów i różów.

          Zakupów wielkich co prawda nie zrobiłam, ponieważ staram się (bardzo staram!) nie rzucać na wszystko, co akurat widnieje w promocyjnej cenie. Akurat kończył mi się puder i postanowiłam wyłowić jaśniejszy odcień korektora pod oczy, ponieważ zmagam się z wielkim kłopotem cieni pod oczami.



Rimmel, puder matujący STAY MATTE, odcień 01 
Trochę zaszalałam z kolorem, ponieważ również wybrałam odcień jaśniejszy niż mój poprzedni, ale ze względu na to, że wiosna dopiero wkracza, a twarz ma kolor zimowy, to postawiłam na jasny odcień, który zresztą świetnie się prezentuje. 

Rimmel, korektor pod oczy MATCH PERFECTION, odcień 30
Mega zmiana. Mój poprzedni to 01 z Golden Rose, który niby jest z ich serii najjaśniejszy, a pozostawia wiele do życzenia. W końcu znalazłam coś dopasowanego. A cena? Przy takich promocjach bajkowa :)

Dla porównania pokażę jeszcze różnicę objętościową:


Uff, cieszę się, że dorwałam coś takiego!




       Od 26. 04.2016 pod lupę braliśmy kosmetyki do makijażu oczu, czyli: tusze do rzęs, kredki,                                                                  eyelinery i cienie do powiek.

         Również wybrałam się na małe zakupy i wrzuciłam do koszyka:
  • dwa tusze 
          Colossal Volum, Maybelline - świetnie wydłuża
          Scandaleyes, Rimmel - znacząco pogrubia
  • eyeliner 
          Liquid Precision, Eveline - czarny, trwałość może nie z pierwszej półki, ale za tą cenę                         wystarczający - szczególnie dla początkujących ;)
  • cień w kredce 
         Eye Brightener, Lovely - beżowa, jak nazwa wskazuje dobrze pełni funkcję rozjaśniacza do                okolic oczu, ale sama w sobie jest fajnym i tanim umileniem makijażu
  • dwie kredki
        Colorama, Maybelline - kolor wpadający w pomarańcz, pozostawia ładną kreskę
        Nude Conture,  Manhatan - cielisty, dobry do uzupełniania linii wodnej oka


A kredki mniej więcej prezentują się tak:



ORAZ



                       Na koniec od 4.05.2016 promocja objęła pomadki, błyszczyki, konturówki 
                                           oraz lakiery, odżywki do pielęgnacji paznokci.

          Skusiłam się tylko na lakiery z serii Sally Halsen z serii Miracle GEL, ponieważ zawsze mnie kusiły, a więc korzystając z promocji postanowiłam je w końcu kupić. Pędzelki są szerokie i wygodne w użyciu, ale przy rozprowadzaniu na paznokciach lakier zostawia lekkie smugi... Na kolor nałożyłam Top Coat, który nadał żelowego wykończenia dla manicure. Wygląda to naprawdę olśniewająco! A co do trwałości - przetestuję :)






Jak ruszyć pupę z kanapy?

Cześć! 

              Dzisiaj krótko i konkretnie. Jak się zmusić do jakiejś aktywności fizycznej, kiedy naszym ulubionym sportem było skakanie w Assassin's Creed, przełączanie kanałów pilotem albo podnoszenie chipsów do ust? Hmmm. Czytając jakiegokolwiek bloga, artykuł w gazecie lub oglądając program telewizyjny na ten temat, zwykle znajdujemy informację taką: "Jest tyle różnych sportów - spróbuj wszystkich i na pewno któryś Ci się spodoba". Serio? Tylko tyle informacji o początkach sportowej przygody? Niestety często tak.

            Tak więc przyjdę z pomocą i opowiem co mi dało kopa do regularnych ćwiczeń. Ok, nie byłam nigdy typowym kanapowcem, ale też nie ćwiczyłam dzień w dzień. Miałam  różne "sportowe fazy". Jak to każdy wyznaczałam sobie, że od poniedziałku zaczynam nowe życie. Oczywiście nie wychodziło zwykle i przekładałam to na kolejny poniedziałek, ale nie w tym sęk. Zdarzało mi się ćwiczyć np. trzy dni z rzędu albo dwa razy w tygodniu, albo dwa razy w miesiącu, etc. Za każdym razem, gdy odpuszczałam trening miałam poczucie słodkiego lenistwa, a chwilę potem koszmarne wyrzuty sumienia, że znowu zawiodłam.

           Przechodząc do sedna - musiałam znaleźć coś co mnie zmusi do REGULARNOŚCI i spowoduje, że będę w tym wytrwała. Więc wprowadziłam taki plan: na dobry początek należy ćwiczyć co najmniej pięć dni w tygodniu COKOLWIEK. Moim "cokolwiek" okazał się zestaw ćwiczeń po jednej serii:

  • Hula-hop (10-15 minut w dwie strony)
  • Pajacyki
  • Pompki
  • Przysiady
  • Brzuszki



          Tak, to by było na tyle. Przez dobry miesiąc robiłam tylko tyle. Ile powtórzeń? Tyle ile zdołałam zrobić. Moje rezultaty przykładowe: kiedyś mogłam zrobić maksymalnie jakieś 5 męskich pompek, dzisiaj dobijam do 19-20. Może i niektórym szczeka nie opadnie po przeczytaniu mojej metody na lenia, ale u mnie zadziałało :) Zwykły sposób na zmuszenie się do ruszenia z miejsca.

Moje przykładowe postępy:



         Efekty? Zwiększenie siły i duża motywacja, aby ruszyć dalej - w poszukiwaniu lepszych wersji siebie. Ciało jest tylko jedno, więc zafundujmy mu trochę relaksu w postaci rozruszania zardzewiałych mięśni! :D

       Także życzę powodzenia, a ja wprowadzam powoli urozmaicenia mojego treningu :)

Kto pyta, nie błądzi: APARAT ORTODONTYCZNY

             Tym razem trochę z innej beczki.
Pozwolę sobie napisać o "leku", który ma tyle samo zwolenników, ile przeciwników.


                                                        APARAT ORTODONTYCZNY
             Przyjaciel wszystkich osób, które zmagają się z kompleksami związanymi ze swoim uzębieniem. I dla osób uświadomionych kosztów. Nie należy do tanich zabawek. Trzeba się też z nim na dłużej zaprzyjaźnić. Wszyscy wokół straszą, że będzie się wyglądać odrażająco. Że będą problemy. Że będą Cię wyśmiewać. Tak więc przejdę do kilku pytań, które trochę mogą zainteresować ciekawskiego. Będę opisywać jak to wygląda z mojej perspektywy i własnego doświadczenia.



JAKI JEST KOSZT?
        Od początku każdy jest świadom, że to droga rzecz. Na "dzień dobry" zapłaciłam 70 zł za samą konsultację. Następnie 150 zł za dwa zdjęcia (panoramiczne i boczne) i 17 zł za pojedynczego zęba, który był wcześniej leczony kanałowo. Wracając do ortodonty, zapłaciłam 50 zł za odcisk szczęki. Po miesiącu oczekiwania na aparat wydałam 1800 zł za górny łuk. Jestem aktualnie tydzień po założeniu. W maju wizyta kontrolna - są one umawiane co 6-7 tygodni. Koszt wizyt zależy od tego, co ortodonta ma zamiar wymieniać, poprawiać - generalnie 70 lub 150 złotych. Jeśli mamy założony górny i dolny łuk, cena wizyt już zostaje bez zmian. W sytuacji, gdy zostanie odklejony zamek z zęba, można przyjść go przykleić bezpłatnie, ale jeżeli go zgubimy albo połkniemy, należy już wtedy zapłacić za nowy. "Gratis" dostałam wosk. Po zakończeniu leczenia zakupujemy aparat retencyjny, koszt ok. 300-500 zł.

CZY MOŻNA KUPIĆ APARAT NA RATY?
Można, ale koszt jest nieco większy. Lepiej uzbierać na jedną wpłatę.

CZY MOŻNA MYĆ ZĘBY SZCZOTECZKĄ ELEKTRYCZNĄ?
      Można, nie ma takich przeciwwskazań. Należy dostosować szczoteczkę do swoich potrzeb. Ja używam elektrycznej i nic się nie dzieje. Dodatkową pomocą okażą się szczoteczki międzyzębowe (zdj). Sprzyjają nam w walce o to, aby zęby się nie uległy psuciu. Sam aparat nie powoduje np. próchnicy, ale sprzyja jej, gdy zalegają nam resztki pokarmów. Taką szczoteczką wymiatamy wszystko spomiędzy drutów ;) Jaki koszt? W Rossmannie zakupiłam ją z dwoma głowicami (dwa różne rozmiary) za jakieś 10 zł. Wymaganiem odnośnie mycia jamy ustnej okaże się pasta do zębów: nie powinna być wybielająca ani ścierająca, ponieważ po ściągnięciu aparatu można zauważyć odbarwienia.



CZY ISTNIEJE ZAGROŻENIE PRZESUNIĘCIA ZĘBÓW W BOK?
       Sama zadałam takie pytanie ortodoncie :D A więc sytuacja wygląda tak, że jeśli ktoś ma krzywe zęby z przodu, nie widzi dokładnie "przedziałka", czyli linii symetrii naszych zębów. Aparat prostując je, może wtedy uwydatnić tą asymetrię, ale sam jej nie powoduje.

JAK WYGLĄDA APARAT RETENCYJNY?
      Aparat retencyjny to aparat, który zakupujemy po ściągnięciu aparatu stałego. Ortodonci zalecają jego nieprzerwane noszenie przez minimum pół roku po zakończeniu leczenia, a następnie zakładanie go na noc.
Jak długo? Najlepiej do końca życia, aby zapobiec nawrotom wady. 
Jak wygląda? Są dwie wersje: przezroczysta (odcisk zębów) albo metalowy drucik. O tym, który wykonać i który się lepiej sprawdzi decyduje osoba, która ogląda nasz odlew zębów.

CZYM JEST TEN "WOSK"?
    Wosk dostajemy w małym pudełeczku. Służy on do ochrony przed podrażnieniami i uszkodzeniami. Nie zawsze tak się dzieje, ale się zdarza. Aby nie narażać się na ból, odrywamy kawałek wosku, formujemy w kulkę i przyklejamy na nieszczęsny zamek. Czasami się odrywa, czasami go połykamy. Nic się nie dzieje. Nosimy go zwykle, aż do zagojenia skóry.


CZY ZAKŁADANIE I NOSZENIE APARATU BOLI?
     U mnie nie powoduje bólu, ale po założeniu występuje lekki dyskomfort - tak jakby coś nam ściskało szczękę. Dyskomfort ten uzależniony jest od stopnia wady - im mniejsza, tym łagodniej się to przechodzi. Co do zakładania, również nie należało do najprzyjemniejszych, trwało ok 30-45 minut. Akurat u mnie przyjął się raczej spokojnie (poza jedzeniem), nie musiałam się wspomagać lekami przeciwbólowymi. 
A jeśli boli jakie leki stosować? Nie ma konkretnych leków na ten typ bólu. Należy stosować taki, jaki zawsze dobrze na nas działa w różnych sytuacja boleści.

CZY NALEŻY STOSOWAĆ PŁYNY DO PŁUKANIA JAMY USTNEJ?
      Można. Mała przestroga od mojego ortodonty - któryś z płynów serii Listerine powodował u niektórych pacjentów "czernienie" aparatu.

CZEGO NALEŻY UNIKAĆ?
      Przede wszystkim twardego i klejącego pokarmu. Znam osoby, które potrafią jeść wszystko i nic im nie jest, jednak ryzyko odklejenia zamka i bieganie do ortodonty jest spore. Powinniśmy odstawić słodycze (batony, tofiki, żelki, czekolady...), gumy do żucia, jabłka, marchewki, orzechy, twarde pieczywo, słodzone napoje (powodują próchnicę) i resztę według uznania. Dlatego aparat jest moim mały "wspomagaczem" w walce ze słodyczami, ponieważ niektórych po prostu nie mogę jeść i znika moja pokusa :)

DEMENTUJĘ POGŁOSKI O OKROPNYCH KONSEKWENCJACH!
     Mnie samą również lekko straszono: nie będziesz mogła mówić, nie będziesz mogła jeść, będziesz się pluć.... Głupoty - przynajmniej u mnie. Założenie aparatu może wiązać się z nadmierną ilością śliny, ale to etap przejściowy, więc nie ma się czym martwić. Nie zauważyłam, abym się "pluła" :D
Co do jedzenia, po założeniu aparatu jest odczuwalny ból przy gryzieniu. Z czasem mija, ale aby pomóc sobie przejść przez ten etap, zalecane jest spożywanie pokarmów papkowatych, płynnych (jogurty, kaszki, chleb rozmiękczany herbatą, etc.). Jeśli chodzi o wymowę, problem może się nasilić u osób mających dużą wadę zgryzu (doświadczenie koleżanki) - również przechodzi :)

Jak zrzuciłam 6 kg bez wyrzeczeń?

TO NIE CHWYT MARKETINGOWY! :D
Tak, zrzuciłam z wagi 6 kilogramów bez specjalnych wyrzeczeń.

          No więc pojawia się pytanie za sto punktów jak to się stało i o co chodzi. Nie przychodzę z pomocą żadnych skrajnym leniom i obżarciuchom. Zdradzam tylko sekret w jaki łatwy sposób zobaczyć zmianę w cyferkach na wadze i tym samym zmotywować się, aby "ruszyć dalej".


      
          Zeszłam z wagi, która była moją górą lodową na całej niezdrowej drodze mojego jedzenia i lenistwa. Gdy zobaczyłam na wadze 56 kg, przy marnym wzroście 158, miałam ochotę się zapaść pod ziemię. Dosłownie i natychmiast. Zaczęłam czytać i notować jak szybko się tego pozbyć. Kiedy to się stało?! Dlaczego ja?! I takie tam głupoty. 

          Przełomem był pierwszy tydzień, kiedy po prostu... przestałam tyle jeść. Nie zaczęłam głodówki - to już mam dawno za sobą i nie chciałabym do tego nigdy więcej się posuwać. Nie zrezygnowałam ze słodyczy, fast-foodów, niezdrowych napoi itd. Po prostu ograniczyłam ich pożycie. Czy czułam głód? Na początku tak i to bardzo, ale nie głodziłam się. Mój żołądek po prostu przez moje uciekanie w zapomnienie spożywczej przyjemności osiągnął wielki rozmiar! Aby się skurczył do normalnej wielkości, trzeba zagryźć zęby. Ile? Tak 2-3 dni. 

          Takim więc sposobem - dietą ŻP (Żryj Połowę) - zdołałam pozbyć się balastu w 2-2,5 miesiąca. Nie jestem zachwycona swoim wyglądem, ponieważ dopiero teraz zaczęłam się szczerze interesować sportem i powolnym wprowadzaniem zdrowych nawyków żywieniowych, ale po ubraniach czuję, że jest postęp. Duży. 

         Co do ćwiczeń... Nigdy nie byłam osobą, która potrafiła kompletnie nic nie robić. Mówiąc o konkretnych ćwiczeniach, to niestety zdarzało się to może 3-4 razy w miesiącu, ponieważ nie umiałam wprowadzić tego w nawyk. Ale jazda na rowerze, spacery i praca koło domu zawsze się gdzieś przewijały. I nie mogę zapomnieć o hula-hop! Trochę mnie kosztowało boleści na początku (wypustkowe), ale ostatecznie je pokochałam, kręcąc do muzyki. Więc uprzedzę fakty i potwierdzę: 6 kilogramów spadło dzięki samemu ograniczeniu nadmiernej ilości spożywanych posiłków (nieregularnych, częstych i niezdrowych).





Aktualna waga to 49-50kg. Główną różnicę widzę po brzuchu (zniknęły odstające fałdy, które aż uwierały przy schylaniu albo siadaniu), udach, które aktualnie stykają się tylko "u szczytu" (tak, zwracam na to uwagę, ponieważ mam kobiecą sylwetkę i szersze biodra :)) oraz nieszczęsnych ramionach, które są głównym powodem mojej irytacji.



Wiem, że są równice w oświetleniu, ale zaświadczam, iż przede wszystkim ubrania nie kłamią, iż widać i czuć dużą różnicę :)


                             A WIĘC: DA SIĘ COŚ ZROBIĆ, NIC NIE ROBIĄC?
W sumie tak, ale to tylko początek czegoś większego. Dla osób, które niechętnie podchodzą do diet i wysiłku, na początek motywacja jak znalazł. W końcu nic tak nie cieszy, jak widoczne efekty!



Goodbye 3: Słodycze [1/2]

Etap najcięższy dla łasuchów. Wręcz koszmarny na początku.
Od tego tygodnia walczę z moim największym wrogiem.

            Dlaczego 1/2? Bo nie dałam rady rzucić wszystkiego na raz i się do tego przyznaję bez bicia :D W odstawkę poszły: batony, czekolada, cukierki, ciastka, lizaki, żelki, wafelki, słodkie bułki. 
           Co ze mną jeszcze zostało? Serki, jogurty, ciasto i lody.






          Jeśli ktoś zna ten mały, niewinny głosik w głowie, który ciągle kusi, aby coś zjeść, to na pewno Ciasteczkowy Potwór :D Staram się podchodzić z dystansem do tych kwestii, ponieważ łatwo się mówi, a gorzej realizuje. I w takich momentach nie przekonują argumenty, że coś jest niezdrowe, że coś sprawia, że tyjemy albo że za dużo wydajemy na łakocie. I co z tego, jeśli myśli wędrują tylko wokół tego, aby coś wrzucić na ząb i zatopić się w tym słodkich cukrze.




         Kto raz zaznał nałóg słodyczowy, ten zna ten ból jak nikt inny. Dlatego podzieliłam ten etap na pół - ABY JAKOŚ PRZEŻYĆ :) 

P.S. Ostatnio przybył mi jeden czynnik silnie motywujący. Wręcz zakazujący jedzenia wszystkiego co popadnie. O tym za niedługo...


Goodbye 2: Fast foody i słodkie napoje

ETAP DRUGI

             Po pierwszych i nie całkiem udanych zmaganiach, trzeba w końcu rozpocząć poziom gry o lepszą siebie. Drugi etap to pożegnanie wszelakich fast-foodów: pizza, hamburgery, hot-dogi, frytki, wszystko co jest serwowane w McDonaldach czy KFC oraz oczywiście towarzyszących im słodkich napojów. Powiem tak - to już trudniejsze wyzwanie.





O ile kiedyś mogły dla mnie takie rzeczy nie istnieć, to teraz trochę się do nich przywiązałam. Chyba najgorsze jest przechodzenie koło barów szybkiej obsługi i mijanie półek sklepowych, gdzie roi się od niezdrowych i przesłodzonych napojów. A człowiek, to tylko człowiek. I amen. Jeśli nie włączy się na czas myślenia, to już jesteśmy "pożarci" przez producentów.




Ale słowo zostało powiedziane! Więc żegnajcie drogie fast foody i zabijające napoje! Zobaczymy się może czasami w niedzielę :D

Ała! Pokrzywa i efekty jej picia.

"Pijąc cudze zdrowie, psujemy nasze"
Jerome K. Jerome


            Ok, może cytat lekko przesadzony, ale bardzo spodobał mi się jego zamysł (może niekoniecznie na dzisiejszy temat :D). Nie będziemy tutaj (póki co) wykładać tematu o alkoholu i jego szkodliwości, ale o innym naturalnym i niesamowitym naparze, który wręcz zapewni nam lepsze zdrowie i nieskazitelną urodę.

           Mowa oczywiście o herbatce z pokrzywy. Spotkamy się z jej zaparzaniem w różnej formie: od tej w torebkach w aptece, przez sypaną, po naturalną pochodzenia polnego :D Jaka najzdrowsza? Oczywiście ostatnia, ale z lenistwa ciężko się zebrać, aby narazić swoje ręce na bąble, który powstają po spotkaniu z naszym "lekiem". Przyznaję, że ostatnia moja próba w zeszłym roku zakończyła się tylko na miesiącu picia pokrzywy, ponieważ (o zgrozo) skończyło mi się opakowanie i jakoś nie po drodze mi było kupić kolejne. Efekty? Były już po tygodniu. Lekki wysyp na twarzy, bardzo częsta oznaka, ale dobra, ponieważ świadczy o pozbywaniu się toksyn z organizmu. A teraz wracam do picia. Chciałabym dotrzymać się do końca kuracji - zalecane jest trzy miesiące stosowania, a następnie zrobienie przerwy. Osobiście zaparzam jedną lub dwie torebki, zalewam gorącą wodą i zaparzam pod przykryciem 10 minut. Uwielbiam jej smak i aromat - nie jest typowym leczniczym zielskiem, które ciężko przełknąć.

       
A teraz do sedna - JAKIE EFEKTY PRZYNOSI PICIE HERBATKI Z POKRZYWY?

Nie będę się tutaj rozpisywać, ponieważ świetnie to zrobiła autorka tego bloga :)
KLIK




Także, nie śpimy - PIJEMY!



Goodbye 1: Chipsy i słone przekąski

ETAP PIERWSZY

             W tym tygodniu od poniedziałku zaczęłam wyzwanie. Pierwszy etap to pożegnanie tytułowych chipsów, paluszków, solonych orzeszków, krakersów, etc. Dlaczego tak? Bo to motywujące na początek ze względu na to, że nie jest to mój nałóg. Nie zabiłabym nikogo, aby to dostać, ale niestety zdarzało się często - a to film, a to granie na komputerze albo wieczorne pogawędki. ZDARZAŁO SIĘ. Ale czas coś z tym zrobić.
            




           Ciężko nie jest, a daje kopa do dalszej walki. A kolejne etapy dadzą mi w kość! Nie będę tutaj zarzucać informacjami odnośnie szkodliwości wymienionych wyżej produktów (głównie zawartej w nich ilości soli), ponieważ na pewno każdy się z nimi spotkał. I każdy o tym dobrze wie. OBY.
       


          A co jeśli jednak silna wola zawodzi i nie możemy przestać myśleć o tych niezdrowych przekąskach? No bo co podgryzać do filmu albo podczas plotek (poza ciasteczkami :D). Proponuję kilka zamienników, które przynajmniej moje myśli wystarczająco zajmują.

1. POPCORN: takie nico. Zero wartości, ale też mało kalorii. Jako podgryzka dla zmęczonego walką mózgu w sam raz.

2. ORZECHY: bogactwo. Pyszne i zdrowe. Ale kaloryczne! Garstka wystarczy. Oczywiście te bez kilograma soli. I bez polewy czekoladowej.

3. SŁONECZNIK: tradycja. Chyba każdy w życiu miał kiedyś nałóg łuskania słonecznika. Przynajmniej ja miałam. I to nie jedną. Uwaga, wciąga!

4. OWOCE: naturalne. Nie kandyzowane. Pokrojone w mniejsze porcje jabłko, gruszka. Mogą być suszone, ale wtedy również garstka wystarczy. Przecież uważamy na kalorie, a jedzenie rodzynek albo suszonej żurawiny w większych ilościach... Szkodzi.

5. WARZYWA: brzmi dziwnie? Tylko brzmi. Pokrojona w kawałki kalarepa, marchew - cudo dla kubków smakowych. I zdrowe jak cholera.



Myślę, że od razu nie zrezygnuję ze wszystkiego z czym żyję już 20 lat, tak więc pozwalam sobie na cheat-day, powiedzmy, że będzie to niedziela. 
Pierwszy etap uważam za rozpoczęty i planuję pruć dalej. Walczmy! O lepszych siebie!
The positive steps © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka