REFRESH!


"Najpewniejszą drogą do sukcesu jest wciąż próbować, jeszcze ten jeden raz."
Thomas Edison


                 1 stycznia dawno minął.... Nowy miesiąc nowego roku. Jakoś naszła mnie kolejna życiowa chęć na wprowadzenie zmian w życiu. Dodać trochę koloru i radości. Zacząć zdrowo jeść i ćwiczyć. Zrobić coś dla siebie. Nie jestem osobą, która ma cholernie źle w życiu, raczej należę do tych, którzy siedzą i stękają, że ciągle coś nie wychodzi (nie przyznając się przy tym, że to z mojej winy) i nie doceniają tego, co mają. Problem w tym, że to był już kolejny wyznaczony termin wielkiej inicjatywy. 1 września 2014 wypadał w poniedziałek. Czyż to nie idealny dzień na rozpoczęcie zmian w życiu? Początek listopada był też świetny - przecież można było zabrać się za siebie jeszcze przed świętami. Pierwszy styczeń, bo postanowienia noworoczne. Potem marzec, bo początek wiosny. Maj, bo zbliżają się wakacje i każdy chce dobrze wyglądać. A pffff.... nie wyszło. Najlepszy był weekend przed "tym dniem", który sobie wyznaczyłam. Bóg mi świadkiem, ile naobiecywałam sobie rzeczy do zrobienia i poprawy. I co? Wytrzymywałam góra tydzień. Czułam się później tak bardzo słaba. Ponadto przez "przygotowywania" do mojego terminu (czytaj obżeranie się słodyczami i leniuchowanie, bo przecież to już ostatni raz) spowodowały wzrost nieszczęsnych kilogramów i doprowadzanie do coraz większego przygnębienia. "Dlaczego tak się dzieje?" - zadawałam sobie pytanie, niejednokrotnie płacząc i wpadając w dołek. W takich momentach człowiek jeszcze bardziej się upadla. Wie, że wszystko co dotyczy własnego zada jest zależne tylko i wyłącznie od niego. No więc skoro mi zależy, to dlaczego wyglądam tak, a nie inaczej? No i tu pojawia się problem... Chwilowa mobilizacja, uciekająca motywacja, wzrastające lenistwo i zniechęcenie, bo przecież teraz miało się udać, a znowu poniosłem/am fiasko...

                  Chcę prawdziwych, długotrwałych zmian. TERAZ! Naszła mnie ochota na powrót do bloga. Nie wiem czy ktokolwiek będzie do niego zaglądać, ale dla mnie będzie to w jakiś sposób motywacja do zrobienia czegoś ze sobą i przelewania tego "na papier" (w wersji elektronicznej, ale to lepsza opcja ;D). Zapiski w notesikach, zeszycikach i Bóg wie czym jeszcze zwykle kończą się przeleżeniem i zapomnieniem. Ok, co prawda nie popieram wbijania wszystkiego co w głowie siedzi w Internet, ale takie notatki, które miałyby na celu pchać człowieka do przodu są moim zdaniem jak najbardziej wskazane ;)

                Powyższy cytat adekwatny do moich kolejnych prób budowania swojej pewności siebie i czerpania z życia jak najwięcej. Nie poddawać się! Jest ciężko, życie daje popalić, ale ile można siedzieć i czekać na cud? Zresztą... Przecież cuda rodzą się w głowie, co nie? ;) Dlatego też z dniem dzisiejszym czas "ogarnąć dupę" i zrobić ze sobą coś konkretnego! Nie magazynujmy marzeń w głowie - spełniajmy je!

Głowa do góry! :)





The positive steps © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka