Mały-duży eksperyment-wyzwanie!

"Kto nie ryzykuje, ten przegrywa dwa razy."
Liz Braswell

            Już tytuł jest sam w sobie skomplikowany? Już Wam tłumacze o co chodzi :)
            Otóż całkiem nieoczekiwanie moje plany (jak zawsze) dotyczące cotygodniowego odrzucania jakiegoś "zakazanego" produktu zakłóciła inicjatywa podjęta razem z moją znajomą. Jeśli śledzicie na bieżąco jakieś blogi/fora/etc. to istnieje prawdopodobieństwo, że spotkaliście się już z ideą, aby motywować się wywieszoną ilością "udanych dni". Tak, tak, zaplątane. 
           No więc wywieszamy na szafce, ścianie, lustrze czy gdzie Wam pasuje kartkę z kalendarza (ja ją wydrukowałam) albo karteczki, gdzie każda jest na jeden dzień. I podejmujemy wyzwanie. Jakie? Każdy wyznacza co innego. Jedni wybierają 21 dni bez słodyczy, drudzy 2 tygodnie bez fast-foodów. Ze względu na to, że było to u mnie nagle przyjęte z ekscytacją, to stwierdziłam, że idę na całość. Jako, że naprawdę jestem słodyczoholikiem, to stwierdziłam, że porywam się na maksa i zaangażuję się w to z całej siły. No więc moim wyzwaniem zostało: PRZETRWAĆ DO KOŃCA LISTOPADA BEZ SŁODYCZY. Żeby nie zwariować założyłam, że mogę sobie pozwolić na płatki śniadaniowe, jogurty/serki sporadycznie i gorzką czekoladę. Nie mam pojęcia jak to pójdzie. 
Dorzucam moje zdjęcie kartki z kalendarza.

W tym szczególnym dniu, czyli 5 listopada, rusza plan. Trzymam za siebie kciuki :D
Pozdrawiam, Beti.





The positive steps © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka