Krwiodawstwo nie dla wszystkich...

             To okropne uczucie, kiedy próbujesz pomóc innym, podzielić się cząstką siebie, ale niestety same chęci nie wystarczą...
            W ubiegły piątek wybrałam się po raz 4 na krwiodawstwo. Za pierwszym razem było naprawdę ok. Zero stresu, przemiła atmosfera i życzliwość ludzi. Badanie krwi i ciśnienia były w porządku, więc zostałam Honorowym Krwiodawcą w październiku 2014. Po oddaniu krwi (450ml) lekko zakręciło się w głowie, było słabo, gorąco i śpiąco. Z pozycji leżącej i "pedałowaniu" nogami przenosiłam się do siadu i powoli wstawałam. Po godzinie doszłam do siebie i pomaszerowałam do pracy. W tym dniu kazali się nie forsować i nadrobić ubytek energetyczny, w słodkiej podzięce podarowali 8 czekolad. Tyle z wersji praktycznej. Jeśli chodzi o odczucia wewnętrzne to niesamowita radość, pomimo, że nie mamy jakiejś wiedzy o uratowaniu czyjegoś życia. Po prostu wspaniały humor i świadomość, że spełniliśmy dobry uczynek i jakiś obowiązek człowieczeństwa.
            Druga i trzecia wizyta skończyła się fiaskiem, gdyż odrzucono mnie za wysokie tętno ( max to 100) lub ważyłam poniżej 50kg. Byłam bardzo rozgoryczona, starałam się uspokoić, siedziałam chwilkę, piłam wodę. Niestety wszystko na nic, kazali wrócić, gdy tylko będę miała ochotę. Niestety wiara w ciągłość mojej pomocy jakoś zmalała.
           Czwarty raz i znowu powtórka! Tym razem nie dałam za wygraną. Siedziałam w Punkcie Krwiodawstwa chyba godzinę i siedziałam, oddychałam, poiłam się, aby tylko uspokoić puls i w końcu znowu oddać krew. Uśmiechnięta Pani doktor z cierpliwością sprawdzała mój stan co 10 minut, aż w końcu strudzona moją zawziętością pozwoliła mi siąść na fotel. Moje dany wynosiły: 100 puls, ciśnienie 100/80, więc absolutny punkt graniczny, ale widzieli, że nie odpuszczę. Podczas pobierania wszystko przebiegało w spokoju. Malutki koszmar nastąpił później. Gdy odłączyli ode mnie aparaturę, standardowo jak za pierwszym razem, zaczęło sie kręcic w głowie, szum w uszach, senność... Tyle, że czas mijał, a mi bardzo powoli się polepszało. Gdy już myślałam, że wszystko wróciło do normy i przeszłam usiąść na krześle, zrobił się wielki szum w uszach i ciemność, a za chwilę jakieś kolorowe obrazy, jak gdyby sen. Gdy otworzyłam oczy, leżałam na podłodze z nogami w górze i wszyscy stali nade mną. Uczucie jak z jakiegoś filmu. Dosłownie. Pierwszy raz w życiu mi się zdarzyło omdlenie. Generalnie spędziłam tam ok. 3 godzin. Pielęgniarki mi wyperswadowały pomysł kolejnych wizyt, mówiąc: nie każdy, kto chce pomóc, może to zrobić. Gdy wracałam do domu, leżąc w samochodzie z nogami lekko w górze, zaczęło mi być dodatkowo niedobrze. Chciało mi się płakać, bo dawno tak źle się nie czułam. Cały weekend przeleżałam, bo lekki ból i zawroty dawały o sobie znać, więc skupiłam się na odpoczynku. Dziś już jestem prawie tydzień po całej sytuacji, jednak dalej lekko odczuwam niemiłe skutki. Dlatego też moje treningi wzięły w łeb, a dieta składała się ze wszystkiego, byleby wrócić do normy.
          Napisałam ten post, gdyż chciałam rozwinąć myśl, że jest naprawdę wiele osób, które z różnych przyczyn nie mogą się udzielać humanitarnie. Nie zawsze ważna jest sama chęć, gdyż nie wolno narażać własnego zdrowia i życia, bo wtedy nasz dar serca nie ma już takiej mocy, kiedy szkodzi darczyńcy. Krwiodawstwo będę jeszcze jakiś czas niestety wspominać niechętnie, ale zapisałam się do Banku Dawców Szpiku, gdzie wysłałam im próbkę śliny, którą mi wysłano w kopercie do domu po zarejestrowaniu. Koleżanka, która nie może oddawać ani szpiku, ani krwi, ścięła ponad 45 cm włosów i wysłała do fundacji, zajmującej się przetwarzaniem ich na peruki dla chorych. Nie wolno się poddawać całkowicie, po prostu trzeba szukać innych dróg, jeśli nasze serce ciągnie do tego, by pomagać. Dziękuję wszystkim tym, którzy się nie boją i robią taki krok. To bardzo dużo dla potrzebujących, a dla nas wielka radość z samej świadomości zacnego działania. Nie stójmy obok, nie bądźmy obojętni, gdy można tak wiele małym gestem.
        Pozdrawiam, Beti.



P.S. Chociaż udało się tylko dwa razy oddać krew, to jestem bardzo dumna! :)





Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

The positive steps © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka